Ja właśnie zaczęłam stosować pewien lek – nazywa się Castagnus. Służy właśnie przede wszystkim temu, żeby ten… napięty czas można było spędzić nieco milej ; ). Fajnie, że to żadna chemia, tylko zrobiony z naturalnych składników. Pierwszoplanową rolę odgrywa tutaj suchy wyciąg, który jest wytwarzany z owoców niepokalanka mnisiego – takiego krzewu, a kiedyś nieco interesowałam się ziołolecznictwem (jak miałam swoją „fazę Wicca” :P) i kojarzę, że to dość popularny składnik w takim naturalnym leczeniu. Od niego zresztą wzięła się nazwa produktu – bo w łacinie niepokalanek mnisi to Agnus Castus : ). W każdym razie zażywać go mam, z tego, co widzę, raz dziennie rano przez 3 miesiące – więc to leciutka „terapia”, jeżeli w ogóle można tak to nazwać. W ogóle polecam sobie wejść na stronkę tego leku:
http://www.castagnus.pl/ - nie chodzi nawet tyle o zakupy (choć polecam, jak widać), ale jest tam dużo fajnych blogowych materiałów, np. o diecie w trakcie PMS albo o społecznych mitach, które ten czas otaczają. Warto sobie poczytać : ).